Kazanie o pobożności

Publikujemy kazanie ks. Łukasza Szydłowskiego ,,O pobożności” wygłoszone w Chorzowie 26 czerwca 2016 r. 

W dzisiejszej ewangelii nasz Pan, Jezus Chrystus, pokazuje nam, jak zbyteczne są nasze nadmierne troski o sprawy tego świata. W sytuacjach nawet najbardziej beznadziejnych, kiedy to na przykład na pustkowiu nie było skąd wziąć chleba, Pan Jezus potrafił znaleźć go nawet dla czterech tysięcy osób, rozmnożyć i wszystkich nakarmił, zaspokoił wszystkie potrzeby. Dzisiejsza ewangelia podpowiada nam, że powinniśmy najpierw szukać Królestwa Bożego, a reszta będzie nam dana. Ci ludzie przez trzy dni byli przy Chrystusie, słuchali Jego słów. Ktoś mógłby powiedzieć: “Nie mieli innych zajęć?” Mieli, jak najbardziej, swoje właściwe zajęcia, ale zostali tak przez Chrystusa pociągnięci, że o wszystkim zapomnieli. Pan Jezus akurat nie zganił tego duchowo. Dlaczego? Dzisiejsza modlitwa daje nam odpowiedź, o co powinniśmy prosić, żeby rzeczywiście móc najpierw szukać Królestwa Bożego, a resztę mieć dodane. Należy szukać również cnoty pobożności, cnoty religii.

Otóż modlitwa dzisiejsza mówi:
Boże prawdy, wszelka doskonałość od Ciebie pochodzi, zaszczep
w sercach naszych miłość imienia Twego i wzbudź w nas ducha zbożnego,
Aby Bóg w nas sprawił wzrost cnoty religii.
(…) umocnij w nas to, co dobre i z ojcowską troskliwością strzeż tego, co umocniłeś.

Powiem dzisiaj krótko, będzie to pewien rodzaj katechezy, o cnocie pobożności. Składa się na nią wiele aktów: modlitwa, ślub, przysięga, Msza św. itd. Jest to aspekt zewnętrzny, tzw. “devotio”. To słowo może się źle kojarzyć, ale jak najbardziej jest ono właściwe, a szczególnie słowo łacińskie wyraża czymże ta cnota jest. Zawiera ono w sobie słowo “votum” czy “voluntas”, czyli “wola”. Św. Tomasz objaśnia nam cóż to jest: ochocza wola, gotowa oddać się wszystkiemu, co należy do służby Bożej. Zatem człowiek oddaje swe najwyższe władze, rozum i wolę, podporządkowuje je Panu Bogu. Jego myśli, słowa, czyny będą skierowane do służby Bożej. Wola podnosi je na wyższy poziom i chce to robić na chwałę Bożą. Szczególnie ważna jest ochoczość, której tak bardzo nam brakuje. Zazwyczaj rozumiemy, że trzeba Bogu służyć, oczywiście, ale ochoczość jest czymś, co sprawia, że jest różnica między postawą niewolnika a dziecka. W poprzednich kazaniach mówiłem o usposobieniu dziecięctwa, radości i ufności do Pana Boga. Do tego dochodzi jeszcze ochoczość, która sprawia dziecięcą radość oraz daje pewną wolność wewnętrzną. To jest usposobienie prawdziwego dziecka, a nie niewolnika, który czyni coś z musu. To, co tutaj rozróżnia naprawdę nas wszystkich, choć to tylko Pan Bóg widzi, to z jak wielką ochoczością Jemu ofiary składamy i się współofiarujemy. Dlatego też, kiedy kapłan we Mszy Św. odmawia pierwszą modlitwę Kanonu, wspomina imię papieża, miejscowego biskupa, mówi też później “(…) za tych [zanosimy ofiarę], których wiara jest Ci znana i oddanie jawne”. Czyli Pan Bóg zna naszą gorliwość i od tego tak wiele zależy. To też odróżnia katolika letniego, okazjonalnego, niedzielnego od gorliwego – ochoczość. Przy tej gorliwości i ochoczości zagrażają dwa niebezpieczeństwa:

Po pierwsze można pomylić prawdziwą i fałszywą pobożność, a po drugie pomylić to, co jest naprawdę istotne z tym, co jest mało istotne, przypadłościowe. Ta druga pomyłka polega na tym, że człowiek będzie myślał, że pobożność polega na uczuciu, własnych myślach, łzach, westchnieniach, itd., podczas gdy jest to tylko dodatek, niekoniecznie potrzebny. Jeśli Bóg da, chwała Bogu, ale jeśli nie ma, to bez tego też da się żyć. Nie znaczy to, że bez tego ktoś nie jest pobożny, jeśli na Mszy św. siedzi, ale bez łez, westchnień, uniesień. W pobożności jest istotne usposobienie woli, to o naszą wolę chodzi Panu Bogu, gdyż uczucia się zmieniają, to doskonale wiemy. Jest radość, potem smutek, to się może zmieniać w ciągu dnia. Wola jest czymś bardziej stabilnym. Dlatego ośrodkiem pobożności jest wola, polega ona na gotowości do czynu, do służby Bożej. Pomimo wszelkich trudności, przeszkód, człowiek, który pełni wolę Boga, bardziej się Mu podoba; niż ten, który przeżywa uniesienia. O to tutaj chodzi. Nawet jeśli nie ma się żadnych uczuć i w duszy panuje ciemność wewnętrzna, ale mówi się: “Nie moja, ale Twoja wola niech się dzieje”.

Drugi błąd polega, jak już wspomniałem na pomyleniu prawdziwej i fałszywej pobożności. Stąd słowo “dewota” czy “dewotka” uchodzi jako wielka ujma dla ludzi. Słusznie potępia się takie zachowanie, ale słowo to jest błędnie użyte. Dewocja, tak naprawdę, to ochocze spełnianie woli Bożej. Osoba, która wiele się modli, mówi wiele różańców, nawet codziennie na Mszę chodzi, itd., ale zaniedbuje swoje obowiązki, nie powściąga swego języka, rani bliźniego, gardzi nim, nie jest w ogóle pobożna, gdyż nie pełni woli Bożej. Właśnie zachowanie ludzi, którzy zewnętrznie wykonują praktyki pobożne, ale wewnętrznie są zepsuci, przynosi ujmę Kościołowi. Nie ulegajmy też propagandzie i wypaczeniu tego słowa, które jest dobre. Pobożność prawdziwa jest zalecana i musimy się o nią ubiegać. Wymieńmy teraz źródła pobożności, skąd ona pochodzi? Dobrze o tym wiedzieć, aby się o nią starać. Po pierwsze jest nim Bóg. Dlatego Kościół dzisiaj prosi o to. Ochoczość nie bierze się sama z siebie, trzeba Boga o nią prosić. Ale i możemy się do tego przyczynić, nad tym pracować. W jaki sposób? Znów pada słowo “rozważanie”. Otóż przez rozmyślanie nad sprawami Bożymi św. Tomasz mówi, że są dwa sposoby dojścia do pobożności:

Pierwszy to rozważanie dobroci, którą Bóg nam wyświadczył. Każdy szlachetny człowiek powinien zastanawiać się, ile dobrego mu Bóg, jego dobrodziej, uczynił. Wdzięczność kształtuje ochoczego sługę. Chyba, że ktoś jest takim egoistą, iż uważa, że wszystko mu się należy i nikomu nic nie zawdzięcza. Nie powiemy, że Bóg domaga się zapłaty, ale należy Mu się to, choćby przyzwoitość to nakazuje. Kiedy rozważamy dobroć Bożą, nie chodzi tylko o to, że Bóg stał się człowiekiem, nas odkupił, mamy chrzest, itd., choć jest to oczywiście wyraz dobroci Bożej, ale spójrzmy także na swoje życie osobiste, ile Bóg nam dobroci wyświadcza. Nawet ten, który jest przykuty do łóżka najgorszymi chorobami, może zauważyć, jak wiele dobrodziejstw udzielił mu Pan Bóg. Można powiedzieć, że zawsze w życiu mogło być gorzej. Tak jak w dzisiejszej ewangelii, niejednokrotnie Pan Bóg się o nas troszczy.

Drugi sposób dojścia do pobożności jest, zdawać by się mogło, akurat dziwny, ale jest to świadomość własnej nędzy. Zabezpiecza nas ona przed złością i czyni zależnymi od Pana Boga, daje nam więcej pokory. Jednak pod warunkiem, że ta świadomość rodzi w nas pokorę. Zastanówmy się teraz, drodzy wierni, jakie przeszkody musimy usunąć, żeby dojść do pobożności, aby nasze staranie dało jakieś efekty. Po pierwsze trzeba usunąć dobrowolny grzech powszedni. Jest nie do pomyślenia trwanie w grzechu, gdyż to osłabia miłość do Pana Boga. Następnie mamy zbytnie umiłowanie pociech światowych. Człowiek szuka nieustannie pociech w tym świecie i jak w takiej sytuacji może go zachwycić Boża pociecha? Nie chodzi też o to, aby człowiek się wszystkiego wyrzekł, oczywiście, że nie, ale żeby to nie było tylko i przede wszystkim czerpanie radości z pociech doczesnych. Następnie nieuporządkowane przywiązanie do rzeczy lub osób. Na przykład żądze Salomona doprowadziły go do apostazji. Tak samo nasze przywiązanie do pewnych osób, rzeczy, może oddalić nas od Pana Boga. Bóg nie znosi serca dwoistego. Jak wspominałem na poprzednim kazaniu, Bóg chce nas całkowicie. Nawet jeśli chodzi o związek małżeński, jest to tylko środek, żeby się przezeń uświęcić. Nigdy celem nie jest ani mąż, ani żona, ani dziecko, lecz zawsze Pan Bóg. Są to tylko cele pośrednie, mogące nas uświęcić. Niestety, nadmierny niepokój o dobra doczesne, troska o nie, jest czymś, przed czym przestrzegał Pan Jezus. To szczególnie odciąga od wiary katolickiej i szkodzi prawdziwej pobożności. Człowiek nadmiernie się o to troszczy. Cóż to mu da? I tak nie zmieni wielu sytuacji. Kolejna przeszkoda to nadmiar pracy, popadnięcie w pracoholizm. Przypowieść o uczcie sprzed kilku tygodni na to wskazuje. Człowiek nabył dom, poślubił żonę i dlatego nie może przyjść. Zajęcia odciągają często od Pana Boga. Na wszystko jest czas i miejsce. Jeśli człowiek mówi, że nie ma na modlitwę czasu, gdyż musi pracować, to znaczy, że źle pracuje i źle dzieli czas. Następnie mamy opinię ludzką. Człowiek boi się tego świata, tego, co inni powiedzą, że będzie wyszydzony, jeśli ochoczo oddam Panu Bogu cześć, na przykład w modlitwie przed jedzeniem czy przyznaniem się, że jestem katolikiem, kiedy akurat ktoś mnie zapyta, itp. Smutki, zniechęcenie i oschłości duchowe również są przeszkodą do prawdziwej pobożności. Także lenistwo czy też miłość własna przeszkadzają i są przeciwne ochoczości, dlatego pewne umartwienia są nieodzowne, by sobie z tymi wadami poradzić. Owocem prawdziwej pobożności jest prawdziwa radość. Człowiek mający czyste sumienie będzie naprawdę radosny. Pan Bóg da mu radość, jakiej ten świat dać nie może. Mówi o tym psalm 23: Skosztujcie, a zobaczcie, jak słodki jest Pan. Trzeba po prostu skosztować i zobaczyć. Ten, który będzie starał się o cnotę dewocji, pobożności, naprawdę doświadczy, jak słodki jest Pan.

Ten wpis został opublikowany w kategorii kazania. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.